I na tym mniej więcej kończy się mój cykl na temat walki z Wielkimi Projektami. Oto jeszcze raz, w skrótowej formie, czego się dowiedziałem:

  • należy podzielić zadanie na codzienne porcje;
  • należy robić wszystko, by realizować te porcje dzień po dniu bez przerwania łańcucha, korzystając na przykład z kalendarza lub HabitRPG;
  • należy wyzbyć się wszelkich ideałów dotyczących projektu: na pewno nie będzie perfekcyjnie i na pewno nie zawsze będzie łatwo;
  • należy walczyć z prokrastynacją na wszelkie możliwe sposoby, najlepiej poprzez zmianę myślenia z pasywnego i paraliżującego ('muszę to zrobić') na aktywne i motywujące ('chcę to zacząć').


Nie mam zamiaru nawet sugerować, że to wszystkie elementy potrzebne do osiągnięcia ostatecznego zwycięstwa. Koniec końców rzecz sprowadza się do siły woli, determinacji i wewnętrznej motywacji do działania Moje metody mają za zadanie jedyni pomóc wyżej wymienionym. Z drugiej strony to nie wszystkie rzeczy, których nauczyłem się, pisząc Nekromantę, ale co za dużo – a przynajmniej za dużo naraz – to niezdrowo.

Słowem zakończenia dodam jeszcze tylko, że warto mieć jakiś Projekt na talerzu – Wielki czy mały, ale przynajmniej własny. Warto mieć coś takiego przy sobie cały czas i codziennie do niego wracać, czy jest to praca nad powieścią, czy nad portfolio rysunków lub zdjęć, czy nad systemem RPG. Kiedy każdy dzień to kolejna cegiełka dokładana do jakiegoś wyższego, dalej sięgającego celu, a nie tylko zaspokajanie bieżących potrzeb i wykonywanie bieżących obowiązków – wtedy życie nabiera znaczenia. Dlatego zaraz po zakończeniu pracy nad Nekromantą zabrałem się za niniejszy szereg postów, by nie wybijać się z rytmu, nie tracić tego, co zbudowałem przez te kilka miesięcy. Ważniejszym od tego, że stworzyłem powieść, okazało się to, że uzyskałem rozpęd w moich twórczych staraniach. I może tym najbardziej różni się praca 'na powoli' od kreatywnego szału NaNo, że rozpęd uzyskany na przestrzeni pół roku da się utrzymać, można na nim polegać. Czuję, że mogę sobie zaufać, że wrócę do mojego pisania, jakiekolwiek by nie było. Mogę polegać na sobie, że będę pisał jutro i pojutrze, za tydzień i za miesiąc.

Czy śmiem stwierdzić, że jestem pisarzem...?

Wiecie, może już czas. Może już czas, żebyśmy wszyscy zaczęli się nazywać po imieniu według tego, co systematycznie robimy. Już czas, żebyśmy przyznali się do tego, że jesteśmy pisarzami, fotografami, koszykówkarzami, rysownikami, biegaczami, muzykami. A jeśli dopiero chcemy nimi zostać – wystarczy zacząć dzisiaj.