Mama zawsze powtarzała: 'najpierw obowiązki, potem przyjemności'. Najpierw praca, potem zabawa. Ale nie zastanawialiście się kiedyś, czy istnieje coś pomiędzy?

A co robisz teraz? Bawisz się, czy pracujesz?

Tym razem o zabawie


Niektórzy z Was, stojąc przed takim pytaniem, mogą zdać sobie sprawę, że w tej chwili nie pracują. Może coponiektórzy zadają sobie właśnie pytanie: „cholera, a kiedy ja ostatnio tak naprawdę pracowałem/am?” Ale nie w tę stronę chcę Was dzisiaj poprowadzić. Owszem, brak konkretnej i konsekwentnej pracy (szczególnie nad własnymi projektami) jest problemem, nie przeczę, ale istnieje jeszcze inna siła, bardziej podstępna i zdradliwa, która wpływa na jakość naszego życia w ogóle.

Bo widzicie, o ile ludzie często karcą się za to, że nie pracują z pełnym zaangażowaniem, to rzadko kiedy zadają sobie pytanie: „cholera, a kiedy ja ostatnio tak naprawdę się bawiłem/am?”

Pomyślcie sobie: kiedy? Na imprezie w zeszłym tygodniu? Na koncercie w zeszłym miesiącu? Na randce pół roku temu? Na wakacjach trzy lata temu?

Symbiotyczna relacja


Czy to aby na pewno zdrowe, żeby tak rzadko dobrze się bawić? Chyba nie. Praca i Zabawa to dwie strony tego samego medalu i jeśli cierpi jedno, drugie także się gdzieś traci, aż trafiamy do zupełnie nowego, strasznego miejsca: do piekła pomiędzy jednym a drugim. Do krainy prokrastynacji, garbienia się przed monitorem, podpierania twarzy pięścią i przewijania kółka myszy, tyłka usadowionego nieruchomo na kanapie. Do miejsca, w którym człowiek zadowala się marną namiastką prawdziwych przyjemności: ogląda filmiki w internecie, czyta o znajomych w internecie, ogląda seriale w internecie, ogląda seriale w telewizji, ogląda teleturnieje w telewizji, ogląda wiadomości w telewizji. Już nawet włóczenie się po domu jest lepsze od tego – człowiek przynajmniej zażywa trochę ruchu i może posłuchać własnych myśli.

Jak uciec z piekła


Jak odwrócić sytuację, w której człowiek nie zaznaje ani rozrywki, ani rozwoju? Jasna sprawa, że najlepiej byłoby, właśnie w tej chwili, wziąć się za nasz najważniejszy projekt, pracować nad nim do upadłego, a natychmiast potem wybrać się w podróż życia. To piękna wizja, ale mało realna. Można jednak posunąć się chociaż trochę bliżej w stronę idealnej pracy i zabawy. Można trochę oddalić się od bezproduktywnego, nudnego piekła. Można wznieść się parę szczebli wyżej i zamiast tkwić w marazmie, można choćby zacząć planować, jak zabrać się za projekt na szczycie drabiny. Poczynić mały, niedoskonały krok, bo tylko od takiego można zacząć.

Z drugiej strony, jeśli praca nie wchodzi w grę (czy to z braku chęci, czy możliwości), można przynajmniej zadbać o to, żeby lepiej odpoczywać. Wiadomo, że nie zawsze każdy z nas może oddać się najprzyjemniejszym czynnościom, jakie potrafimy sobie wyobrazić, bo potrzeba do tego pieniędzy, lepszej pogody, innej pory dnia czy, ekhm, drugiej osoby, ale często istnieje możliwość, by choć trochę polepszyć jakość spędzanego czasu. I tak na przykład: można grać, zamiast czytać o graniu. Można wyjść na spacer ze znajomymi, zamiast z nimi czatować na Facebooku. Można czytać książkę, zamiast czytać jej recenzję. To także kroki podjęte w celu oddalenia się od mizernego piekła, w którym człowiek ani się bawi, ani rozwija.

Pomyślcie: kiedy nawet do odpoczynku podchodzimy na pół gwizdka, jak możemy wymagać od siebie pełnego zaangażowania w naszą pracę? Jeśli nie potrafimy lub nie chcemy zapewnić sobie prawdziwej, wartościowej rozrywki, takiej, która wnosi na twarz fizyczny uśmiech (bo śmianie w duchu się nie liczy!), to jak zamierzamy zadbać o to, by efekty naszej pracy były wartościowe?

Mama mówiła: 'najpierw praca, potem zabawa'. Ale najważniejsze to przynajmniej zdecydować się na jedno z dwóch.