Pozwólcie, że zacznę ten post od pewnej historii.

Natknąłem się na HabitRPG, gdy osiągnąłem kompletne dno w mojej walce z prokrastynacją i bezproduktywnością. To był straszny czas. Samotny weekend, nie było nikogo na mieszkaniu. Zawsze, kiedy tak się dzieje, zmieniam się w inną osobę, i rzadko jest to przemiana pozytywna. Zacząłem siedzieć przy komputerze do późna – to znaczy do jeszcze później, niż zazwyczaj. Pierwszej nocy wytrwałem prawie do piątej nad ranem, oglądając transmisję, na której ludzie kolektywnie grali w Pokemony, wpisując instrukcje jako wiadomości na czacie. Nic, czym można by się pochwalić na CV, to z pewnością. Nie sprzątałem wokół siebie, z ledwością utrzymywałem higienę osobistą, a przede wszystkim, godzina po godzinie, dzień po dniu odwlekałem pracę nad dręczącym mnie Wielkim Projektem – licencjatem. Gdy do deadline'u został tydzień, mówiłem sobie, że spokojnie zdążę. Teraz, gdy nastał wspomniany przeze mnie samotny weekend, miałem już tylko trzy dni.

Nie miałem napisane nic. Nie miałem nawet znalezionych źródeł, z których miałbym cokolwiek napisać. W poniedziałek miałem oddać dziesięć stron tego cholerstwa, a mimo to siedziałem do piątej przy Pokemonach. Fakt, ten stream był całkiem nostalgiczny i przy niektórych momentach nieźle się uśmiałem, wspominając mojego starego GameBoya Color... Jednak w większości było to oglądanie, jak postać wierci się w miejscu, bo ludzie z czatu nie potrafili się zdecydować, gdzie mają iść. I tak do piątej nad ranem, na przemian z grami i innymi pokusami internetu.

Obudziłem się następnego dnia o pierwszej popołudniu, włączyłem komputer, usiadłem do niego i zacząłem oglądąć te Pokemony dalej. Bezpośrednio z łóżka wpadłem wprost w objęcia prokrastynacyjnej pułapki – znowu.

A potem uratowało mnie HabitRPG.

Karta z tą stroną była otwarta w mojej przeglądarce już jakiś czas, ale wcześniej jakoś nie miałem kiedy ją wypróbować (bo, na przykład, Pokemony same się nie obejrzą). Wmawiałem sobie, że to musi zaczekać na odpowiedni moment. Teraz żałuję, że tak długo z tym zwlekałem, ale tylko po części, bo z drugiej strony, gdybym nie był wtedy w tak desperacko beznadziejnej sytuacji, może nie zabrabłbym się za HabitRPG z takim zapałem. Może w ogóle zrezygnowałbym z tej strony. Tymczasem wiedziałem, że coś musi się zmienić. Potrzebowałem pomocy.

Moje zwlekanie z rozpoczęciem przygody w HabitRPG brało się stąd, że na pierwszy rzut oka ta strona wydawała się być idealnym rozwiązaniem dla mnie. Ostatecznie to zapewne moje obawy przed rozczarowaniem sprawiały, że unikałem tej strony tak długo, aż nie nastąpiła sytuacja kryzysowa.

Bo widzicie, HabitRPG to strona, która zmienia Wasze życie w grę. Idea jest niedorzeczna i na pewno nie dla wszystkich, ale jeśli już do kogoś przemawia, to w potężny sposób. Do mnie, zapalonego gracza, na pewno trafiła.

Działa to tak: użytkownik tworzy nową postać, która, jak to w RPG bywa, zaczyna rozgrywkę na pierwszym poziomie, z malutkim mieczykiem jako jedyną sztuką wyposażenia. Aby osiągnąć wyższy poziom, trzeba zbierać doświadczenie. Aby kupić lepszy sprzęt, trzeba zbierać złoto. Złoto i doświadczenie zdobywa się poprzez wykonywanie zadań – prawdziwych zadań w prawdziwym świecie – i poprzez rozwijanie dobrych nawyków.

Są trzy rodzaje zadań: Nawyki, Codzienne i Do Zrobienia. Nawyki mogą powtarzać się w nieskończoność, np. za każdym razem, gdy zjesz porcję owoców, klikasz '+' przy pozytywnym nawyku zapisanym na stronie i zdobywasz trochę złota i doświadczenia. Za każdym razem, gdy wybierzesz schody zamiast windy – to samo. Za każdym razem, gdy spędzisz pół godziny nad licencjatem zamiast się opierdzielać – więcej złota i doświadczenia. Nawyki mogą być też negatywne. Na przykład: w momencie, gdy zaczynałem moją przygodę z HabitRPG, miałem wielki problem z obgryzaniem skórek wokół paznokci. Nie mogłem przestać. Zapisałem to na stronie jako mój negatywny nawyk, wskutek czego za każdym razem, gdy obgryzałem skórki, musiałem odjąć swojej postaci życie. Tego życia nie ma za wiele, szczególnie z początku. Przestałem w ciągu kilku dni. Przecież nie mogłem przegrać już na starcie.

Codzienne działają trochę jak opisany wcześniej kalendarz. Chodzi o to, żeby wykonać daną czynność jeden raz danego dnia, wygrać dzień, zaliczyć zadanie i patrzeć, jak rośnie łańcuch, to znaczy ilość dni zaliczonych pod rząd bez przerwy. A im więcej dni pod rząd zaliczonych, tym większa nagroda za każdy kolejny dzień... Pamiętacie, co mówiłem w poście o Kalendarzu? Że jest sposób, żeby żonglować wieloma codziennymi nawykami naraz? Oto właśnie on. Oczywiście nadal trzeba uważać, by nie zrzucić na siebie za dużo w jednej chwili, ale jeśli ostrożnie dysponować siłą woli i stopniowo dodawać sobie ciężaru, można naprawdę dużo osiągnąć.

Do Zrobienia to z kolei rzeczy, których nie trzeba koniecznie powtarzać ani codziennie, ani w ogóle, na przykład załatwienie sprawy w dziekanacie czy przeczytanie jakiejś książki. Te zadania pełnią nie tylko funkcję motywatora, ale i przypomnienia. Moje pierwsze zadania w większości podchodziły właśnie pod tą kategorię. Było dużo rzeczy, które musiałem wokół siebie zrobić, o których musiałem pamiętać – samo zapisanie ich dało mi ulgę, bo nie musiałem ich już trzymać w pamięci.

Wracając do mojej historii: założyłem postać i zacząłem grać. Prokrastynacja trzymała mnie już tak silnie w swoich szponach, że najpierw musiałem zmusić się do najbardziej podstawowych rzeczy. Na początek: wykąpać się. Wstałem z tyłka i ruszyłem do łazienki. Wróciłem czysty i pachnący, kliknąłem zaliczone zadanie i dostałem moją pierwszą porcję złota, a pasek doświadczenia ruszył nieśmiało w kierunku drugiego poziomu.

Nie wiem jak Wy, ale gdy ja widzę pasek doświadczenia, muszę go wypełnić.

Wyznaczyłem sobie nowe zadania. Posprzątać w mieszkaniu. Pozmywać naczynia. Zacząć wreszcie walkę z licencjatem. Do Codziennych dodałem sobie pisanie. Wziąłem się za wykonywanie tych zadań. Ruszyłem wreszcie z miejsca z odnowionym zapałem. Od  tej chwili miałem po swojej stronie mocarnego sprzymierzeńca – mój własny instynkt gracza.

Napisałem ten przeklęty rozdział licencjatu.

Nie twierdzę, że HabitRPG rozwiązało wszystkie moje życiowe rozterki. Lenistwo i opór przed wykonywaniem trudnych zadań zawsze znajdą sposób, żeby człowieka sparaliżować – na to możecie liczyć. Ale z pomocą tego psychologicznego chwytu, jakim jest obrócenie życia w grę i wprowadzenie systemu nagród za wypełnione zadania (mówi się na to 'incentywizacja', gdy się chce brzmieć mądrze), walka z bezproduktywnością stała się przynajmniej trochę łatwiejsza. A każda rzecz, która pomaga w tej walce, warta jest uwagi.

Co sobie szczególnie cenię w HabitRPG to fakt, że stronka ta pomogła mi nie tylko napisać powieść, ale również ogarnąć studia, lepiej dbać o porządek w mieszkaniu, nie obgryzać skórek u paznokci, lepiej dotrzymywać terminów spotkań, jeść więcej owoców, uczyć się hiszpańskiego i wiele innych – rzecz jest bardzo wszechstronna. Nie wątpię, że wielu z Was mogło 'odbić się' od tego pomysłu na samą myśl, że jest to rodzaj gry. Jeśli jednak nadal jesteście niepewni, czy to zbyt niedorzeczne, żeby mogło się udać, czy też może akurat na tyle szalone, że może podziałać, to polecam, żebyście przynajmniej spróbowali. Serwis jest darmowy, nic nie macie do stracenia, a do zyskania – potężną broń w walce z lenistwem.

Źródło: