O ile chciałbym, żeby było inaczej, każdemu z nas zdarza się od czasu do czasu utknąć w miejscu. Słomiany zapał z czasem się wypala, entuzjazm maleje, a nawet najbardziej precyzyjnie przygotowane plany mogą nagle stać się bardzo niewyraźne w obliczu rzeczywistego zadania, jakie nas czeka.

W takich momentach człowiek nieraz decyduje się na ucieczkę. Zamiast zmierzyć się z przeszkodą, która stoi tuż przed naszym nosem, wolimy odwrócić się od niej, zrobić sobie małą lub dłuższą przerwę, wrócić do tego, co dla nas znajome, komfortowe i z czym radzimy sobie dobrze.

To nie zawsze jest zła rzecz - pod warunkiem, że 'przerwa' nie przeciąga się godzinami, dniami, tygodniami i nie przeradza się w zwykłe odwlekanie, które ani nie pomaga nam rozwiązać problemu, ani nie daje nam szczególnego poczucia spełnienia.

Gdy zdarzy Ci się utknąć w miejscu, czego innego możesz spróbować zamiast ucieczki? Oto kilka moich propozycji.

1. Ustal nowy deadline

Najczęściej powtarzającą się w naszym umyśle wymówką - tak często powtarzaną, że czasem nawet jej nie zauważymy - jest "mogę zrobić to później".

Haczyk polega oczywiście na tym, że można tej wymówki użyć prawie zawsze i w odniesieniu do niemal dowolnego zadania, od zmywania naczyń przez pisanie rozprawek aż po rozpoczęcie studiów czy szukanie pierwszej pracy.

Wszystko da się odwlec na później; to idiotycznie proste. Niestety, rzadko kiedy przynosi to jakiekolwiek pożądane rezultaty.

Zamiast tego można manipulować czasem inaczej. Zamiast patrzeć na przesuwające się wskazówki zegara i czekać, aż nasze zadanie wykona się samo (spoiler: nie wykona się), można zmotywować się nowym deadlinem.

Piękno terminu wykonania polega na tym, że nawet, gdy ustalimy ten termin sami przed sobą, poczujemy się źle, jeśli go nie dotrzymamy. Zazwyczaj trudno jest wywrzeć na sobie taką emocjonalną presję; jesteśmy w stanie sobie wybaczyć wszystko. Ale deadline to coś poważnego, bo stanowi wyraźny warunek zwycięstwa lub przegranej.

Deadline pociąga za sobą konsekwencje. Jeśli powiesz sobie, że chcesz wykonać jutrzejszą rundę ćwiczeń przed południem, to Twój umysł sam zaczyna w głowie obliczać, jak musisz do tego podejść, żeby zdążyć. Robi to automatycznie, bez względu na Twój poziom motywacji. Od razu dochodzisz do wniosku, że nie możesz siedzieć przy komputerze do trzeciej w nocy, bo prawdopodobnie nie zdążysz się obudzić, zjeść śniadania, odczekać chwilę po śniadaniu i zająć się ćwiczeniami.

Innymi słowy jeden deadline może stać się powodem, by pójść wcześniej spać, wstać z łóżka o odpowiedniej porze i zrobić coś pożytecznego ze swoim dniem w pierwszej kolejności. Jeśli masz za sobą długi szereg zmarnowanych dni, warto tego spróbować.

2. Rozbij swój cel na jak najmniejsze kroki

Stara dewiza "dziel i rządź" znajduje zastosowanie także przy wyznaczaniu sobie celów i planowaniu ich realizacji.

Absolutnie jestem zwolennikiem ambitnych działań, wielkich marzeń i zamiarów - ale każdy większy projekt musi zostać podzielony na mniejsze kawałki, aby móc się z nim zmierzyć. Niby jest to oczywista oczywistość, ale ludzie często o tym zapominają.

Weźmy na przykład klasyczny wielki projekt, jakim jest praca licencjacka bądź magisterska. Ludzie, którzy wciąż powtarzają sobie "muszę napisać licencjat", "muszę napisać magisterkę", sami pomagają swojemu problemowi urosnąć do nieproporcjonalnych rozmiarów. Owszem, musisz (albo nawet chcesz) napisać pracę, ale przecież nie musisz mierzyć się cały czas z jej całością.

O wiele łatwiej poradzisz sobie z zadaniem, jeśli rozłożysz pracę w czasie i danego dnia będziesz myśleć tylko o tym, żeby napisać stronę pracy, napisać akapit, albo choćby parę zdań. Może danego dnia chcesz tylko zaznajomić się z kilkoma dodatkowymi źródłami - to też krok w kierunku celu. A nawet, jeśli chcesz jednego dnia 'odhaczyć' znaczącą część pracy, to podzielenie jej na poszczególne etapy da Ci poczucie stopniowych postępów.

Rozbijaniu celów na kroki towarzyszy poczucie ulgi, którego po prostu trzeba doświadczyć, szczególnie, jeśli do tej pory cały czas myślało się 'całościowo'. To paradoksalne, ale w momencie, gdy na przykład nie chce Ci się biegać, możesz znaleźć w sobie energię, by wstać z miejsca, przebrać się w sportowe ubrania, zgrać playlistę na komórkę, założyć buty, chwilę się porozciągać i wyjść za drzwi. Niby więcej zadań do wykonania, a przychodzi nam to łatwiej. Musicie spróbować tego sami - w jakiejkolwiek sprawie, w której nie potraficie ruszyć z miejsca.

3. Porozmawiaj ze sobą

Czasami, aby ruszyć miejsca, jedyne, czego potrzebujemy, to nazwać głośno nasz problem, zastanowić się nad jego przyczynami i ustalić plan działania. W takim przypadku Twoim najlepszym doradcą może okazać się Twoje własne lustro.

Metoda może wydawać się śmieszna, ale ludzie, którzy mówią do siebie, są bardziej produktywni, lepiej zmotywowani do działania i łatwiej rozwiązują problemy.

Może próbowałeś już kiedyś rozmawiać ze sobą i popchnąć się do działania - ale jak to robiłeś? Jeśli do tej pory tylko robiłeś sobie wyrzuty, wierciłeś sobie dziurę w brzuchu i obrzucałeś się wyzwiskami, może czas spróbować do siebie przemówić tak, jak potraktowałbyś swojego najlepszego przyjaciela.

Z drugiej strony, jeśli zazwyczaj traktujesz się w sposób nadzwyczaj łagodny, wybaczasz sobie wszystkie niedociągnięcia, pogrążasz się w komfortowej samoakceptacji - może czas odezwać się do tej części Ciebie, której taki układ nie zadowala? Tej, która chce przykręcić Ci śrubę?

To powiedziawszy, nie ma żadnego złego ani dobrego sposobu na rozmowę ze sobą. Cała zabawa sprowadza się przecież do tego, że każdy z nas jest inny, każdy potrzebuje innego rodzaju motywacjnej gadki. Tylko Ty sam jesteś w stanie wygłosić przed sobą taką mowę.

Nawet, jeśli problemem nie jest motywacja, a raczej znalezienie właściwego punktu do zaczepienia do dalszych działań, rozmowa ze sobą może pomóc Ci szybciej ułożyć plan, przewidzieć jego potencjalne słabe punkty i przygotować się z wyprzedzeniem na przeciwności.

Ponadto jest coś stanowczego, coś magicznego w tym momencie, w którym stajesz ze sobą twarzą w twarz, patrzysz sam sobie w oczy i mówisz: "zrobię to". To najważniejsza deklaracja, jaką możesz złożyć, i to przed najważniejszą osobą w Twoim życiu.

W skrócie

1. Im wcześniejszy masz deadline, tym szybciej weźmiesz się do pracy i więcej jej zmieścisz w tym samym czasie. Twoje osobiste terminy wykonania zależą tylko od Ciebie - manipuluj nimi tak, żeby ruszyć z miejsca.
2. Jeśli próbujesz się zmotywować się do osiągnięcia dużych, abstrakcyjnych celów, na przykład napisania książki, to nic dziwnego, że stoisz w miejscu i mówisz sobie 'kiedyś'. Jeśli jednak rozbijesz tę pracę na części, etapy i poszczególne kroki, to przekonasz się, że konspekt pierwszego rozdziału możesz stworzyć już dziś.
3. Na głos myśli się szybciej i sprawniej, a jedynym osobistym trenerem i motywatorem, który jest dostępny 24/7, jesteś Ty sam. Porozmawiaj ze sobą, żeby odkryć przyczyny blokady, ustalić plan i ruszyć do przodu.

Zastosowanie każdej z tych metod zajmie Ci nie więcej niż 5 minut, a efektem mogą być postępy w obszarach, w których od tygodni byłaś w kropce. Wypróbowanie wszystkich trzech zajmie Ci mniej więcej kwadrans. Nad taką inwestycją trudno się zastanawiać.

Więc jak? Jesteś w stanie poświęcić 5 minut, żeby wreszcie ruszyć z miejsca?

(A jeśli nadal szukasz dodatkowego bodźca do działania, to wiedz, że w tekście wpisu ukryty jest link, prowadzący do tajemniczego, czwartego sposobu. Jeśli go znajdziesz, pochwal się w komentarzu!)

Inspiracje