Gdy po raz pierwszy zabierałem się za self-coaching, nie miałem pojęcia, jak to wygląda, co to znaczy i z czym to się je. Zdążyłem dowiedzieć się, czym mniej więcej jest coaching i co robi life coach: najkrócej mówiąc jest to ktoś, kto pomaga Ci osiągnąć Twoje cele życiowe. Jeśli jeszcze nie wiesz, jakie są Twoje cele, coach pomaga Ci w ustaleniu ich i w poznaniu siebie. Robi to poprzez zadawanie pytań, poprzez głębokie zrozumienie drugiej osoby i powodów jej działań oraz poprzez wyznaczanie tej osobie celów do osiągnięcia w najbliższym czasie, by wspomóc jej rozwój.

O tym, że chcę zostać coachem w przyszłości, już wiecie. Moim obecnym problemem jest brak klientów, z którymi mógłbym rozmawiać i rozwijać swoje umiejętności. Odkryłem jednak, że jest przynajmniej jedna osoba, która chciałaby skorzystać z usług coacha, nawet niedoświadczonego, ktoś, komu bardzo zależy na osiągnięciu swoich celów: tą osobą jestem ja sam.

Znów postanowiłem wykorzystać moją wyobraźnię i rozczłonkowaną jaźń. Mogę przybierać więcej niż jedną osobowość, to i mogę odgrywać dwie role naraz. Mogę wyobrazić sobie sytuację, w której przychodzę na coaching do samego siebie – przychodzę spotkać się z moją osobowością coacha. I mogę sprawdzić, co wyniknie z takiej rozmowy.

Oto, jak to wygląda w praktyce. Siadam do komputera. Rezerwuję sobie godzinę wolnego czasu lub więcej. Zatykam uszy słuchawkami; jeśli puszczam muzykę, to jak najciszej i jak najmniej zakłócającą moje procesy myślowe. Wyobrażam sobie, że wchodzę do gabinetu, gdzie wita mnie mój coach – czyli ja jako coach. Żalę się. Wymieniam negatywy w moim życiu, naświetlam kwestie, które sprawiają mi ból i rozczarowanie, które mnie dręczą.

A potem odkrywam to, co ma mi do powiedzenia moja przeciwwaga. Zadaję sobie pytania i szukam zrozumienia tak, jakbym to zrobił z każdym innym klientem. Może Wam się wydawać, że nie da się zaskoczyć samego siebie, ale przy odpowiednich wiatrach, po odpowiednio długiej rozmowie naprawdę może się to zdarzyć. Mój pesymizm spotyka się nagle z przeciwwagą – z moim głosem coacha, który nastawia mnie na pozytywy, każe mi szukać możliwości tam, gdzie widzę tylko przeszkody, szukać motywacji tam, gdzie widzę przeciwności. Każe mi szukać rozwiązań, ustalać plany, konkretyzować je i doskonalić, aż nie znajdę czegoś, co mogę zrobić dzisiaj, teraz, jak tylko wstanę od komputera albo i nawet wcześniej.

Często kończy się na pytaniu. Coach nie zawsze zadaje Ci 'do domu' jakieś konkretne zadanie; czasem najważniejsza jest zmiana postrzegania, skupienie się na innych rzeczach w ciągu dnia. Tak narodził się jeden z moich najbardziej produktywnych nawyków, których wcale nie spodziewałem się w moim życiu: zadawanie sobie pytania „jaka jest najlepsza rzecz, jaką mogę teraz zrobić?” Odpowiedź na to pytanie przychodzi sama, instynktownie, i wiem, że to jest to, co da mi w danej chwili największą satysfakcję. I skąd na to wpadłem? Coach mi polecił taką terapię.

Pytanie o najlepszą rzecz, jaką mogę w danej chwili zrobić, pomaga mi nie tylko bardziej efektywnie działać w ciągu dnia, ale także lepiej poznać siebie i swoje wartości. Mogę zbadać moje wartości poprzez obserwację, jak zazwyczaj odpowiadam na to pytanie. Już teraz widzę, że najczęściej odpowiedzią jest tłumaczenie: „zrób je teraz, podaruj sobie spokój ducha, rozłóż pracę na dłuższy czas, zamiast znów oddawać się prokrastynacji”. Dlaczego dokładnie decyduję, że to właśnie tłumaczenie jest moją 'najlepszą rzeczą', to ekscytująca kwestia, której jeszcze do końca nie rozwiązałem. Czy chodzi o to, że to w tej chwili moje główne źródło zarobku? Nie sądzę, żeby jedną z moich naczelnych wartości były pieniądze, ale możliwość odciążenia rodziców czy zadbania o dziewczynę to zdecydowanie coś, na czym bardzo mi zależy. Z drugiej strony może to kwestia rzetelności: nie spóźniłem się do tej pory z żadnym zleceniem i nie zamierzam, a przy tym nie chcę odstawić fuszerki – w osiągnięciu lepszych rezultatów pomoże mi zabranie się za tłumaczenie od razu, bez przeciągania i odwlekania. Więc jaka to w końcu wartość: pieniądze, rodzina, miłość, rzetelność?

Nie wiem. Co więcej: nie wiem i wcale mi to nie przeszkadza na chwilę obecną. Po pierwsze dlatego, że będę dalej pytał: „jaka jest najlepsza rzecz, jaką mogę zrobić?”, dopóki nie odkryję, która rzecz najwierniej oddaje najważniejsze dla mnie wartości. A po drugie dlatego, że choćbym miał wątpliwości, to wiem, że istnieje osobowość wewnątrz mnie, która nie spocznie, dopóki nie poznam siebie, nie skonkretyzuję celów i nie będę dążył do ich osiągnięcia. Część mnie, która zawsze będzie wierzyć w moje niewyczerpane możliwości.

I może to jest w tym wszystkim najważniejsze. Wyobrażanie sobie sesji coachingowych z samym sobą jest dla mnie motywujące i poszerza moją wiedzę o samym sobie, ale ostatecznie liczy się to, że ten coach tam jest i że nigdy nie jest w stanie zgodzić się na to, żebym się poddał. Myślę, że taki wewnętrzny głos ma każdy – wystarczy go odszukać i częściej go słuchać. To pierwszy krok do wielkich rzeczy.