Każdy z nas od czasu do czasu wpada w wir krzywdzących działań, które prowadzą do negatywnych konsekwencji, a te do jeszcze gorszych konsekwencji... Krótko mówiąc, w negatywną spiralę. Próbujemy być systematyczni, próbujemy budować nieprzerwany ciąg zaliczonych dni dla jakiegoś nawyku albo postanowienia, lecz zdarza nam się jakaś niespodzianka – choroba, kontuzja, niezapowiedziana wizyta – i przegapiamy dzień, przerywając tym samym ciąg.

Negatywna spirala to narastające uczucie porażki: „nie udało mi się wczoraj i przedwczoraj, to po co mam w ogóle próbować dzisiaj?” albo uczucie wypalenia: „wczoraj zrobiłem tak dużo, że nie ma szans, żebym dzisiaj zrobił chociaż połowę tego; dam sobie odpocząć”. Żeby ją odwrócić trzeba więc budować uczucie zwycięstwa i rozpędu, a sposobem na to jest myślenie w mniejszej skali.

Jak budować uczucie zwycięstwa? No jasne, że zwyciężać, ale skoro tyle porażek mamy za sobą, to co można zrobić? Jak budować rozpęd, gdy stoimy w miejscu i zaczynamy się cofać?

Odpowiedź jest prosta: zredukować warunki zwycięstwa. Ograniczyć nasz codzienny cel do tego, żeby tylko zacząć – i nic więcej. Jeśli chcesz ćwiczyć, niech twoim postanowieniem będzie jeden brzuszek albo jedna pompka dziennie; jeśli tylko tyle zrobisz, to wygrałeś dzień, udało się. Jeśli chcesz pisać, pisz minimum pięćdziesiąt słów – ale codziennie. Czytaj dwie strony dziennie. Załóż ubrania sportowe i wybiegnij za drzwi. Cała reszta – dodatkowe słowa, dodatkowe pompki i ćwiczenia, dodatkowe strony, dodatkowy pokonany dystans – to bonus, wisienki na torcie.

Wydaje się to kontrproduktywne. Jak można gdziekolwiek zajść, wyznaczając sobie tak śmiesznie małe cele? Człowiek unosi się dumą i ambicją, stwierdza, że to za mało, że to poniżej jego godności, zajmować się takim miniaturowym wysiłkiem.

Człowiek zapomina, że tu nie chodzi o wyniki. W rozwoju osobistym nigdy nie chodzi o wyniki. Ludzie wchodzą w ten temat, szukając wyników, ale skupienie na nich nieuchronnie prowadzi do porażki i do negatywnej spirali. Nie można za każdym razem ustanawiać nowego rekordu. Nie można nie tolerować gorszych dni i tygodni. Nie można kierować się nawet tym, czy dana czynność sprawia przyjemność.

Liczy się nawyk, bo nawyki to prawdziwy rozwój osobisty. To modyfikacja tego, jak działamy z dnia na dzień, zmiana tego, kim jesteśmy. Dlatego aby wstąpić na pozytywną spiralę, trzeba zacząć zwyciężać i nie przestawać zwyciężać, żeby stało się to nawykiem. Jeśli codziennie uda Ci się zacząć ćwiczyć, zmienisz swoje ciało. Jeśli codziennie zaczniesz pisać, jesteś pisarzem.

A wyniki? Wyniki przyjdą z rozpędu. Po usunięciu 'bariery wejścia' poprzez ustawienie sobie śmiesznie małych wymagań, człowiek zaczyna badać swoje własne możliwości, zamiast próbować dogonić nadambitny cel. Cała sztuka polega na tym, że pięćdziesiąt słów i jedna pompka to sukces, który pozostawia apetyt na więcej, pozostawia uczucie „jeszcze jeden raz, jeszcze kilka razy, jeszcze pięć minut”. Tak ludzie myślą o siedzeniu przed telewizorem i na Facebooku! Czy nie lepiej rozbudzić w sobie tego rodzaju uczucia w kierunku czynności, które poprawiają nasze życie?

Tak więc usuń bariery. Wyznacz śmiesznie mały cel i NIGDY go nie przegap. Jedna minuta gry na gitarze. Jedna pozytywna myśl. Jedna minuta nauki francuskiego. Pięćdziesiąt słów dziennie. Wyciągnąć kartkę i ołówek do rysowania. Wszystko inne to bonus, nie przymus – to Twój własny apetyt na sukces. Spirala odkręca się i zaczyna piąć się w górę.