Wiecie, co
Suzanne Collins robi dobrze w Igrzyskach śmierci?
(Jeśli chcecie uniknąć spoilerów to to jest prawdopodobnie
najlepszy moment, żeby stąd uciekać. Najlepiej do biblioteki albo
księgarni!)
Ja
wiem, że to mainstream, że może tego wcale nie powinienem lubić.
I ja wiem, że wstyd z
drugiej strony, bo nie
wyobrażam sobie, żeby się stawało wielkim pisarzem poprzez
czytanie książek dopiero po obejrzeniu ich ekranizacji. Ale
o ile nie mogłem mieć przyjemności z odkrywania fabuły Igrzysk
w pierwotnej formie, o tyle
czytając te książki 'po
fakcie' mogę z całą
pewnością lepiej docenić sposób, w jaki są napisane, żeby
maksymalnie zawładnąć
uwagą czytelnika.
Te
powieści wciągają jak bagno, bo Collins
zawsze wodzi człowieka
za nos jakimś pytaniem. (Ostatnia
szansa na uniknięcie lekkich spoilerów.) Gdy się za nimi
rozejrzeć, to jest ich cała masa na każdym kroku,
na każdej następnej stronie.
Kogo wybiorą do udziału w Igrzyskach? Czy Haymitch w ogóle pomoże
swoim trybutom w przygotowaniach? Czy
bohaterka będzie zmuszona zabić kolegę ze swojego dystryktu? Czy
dostanie pomoc od sponsora? Kto wygra Igrzyska? Jak Gale zareaguje na
to, co się wydarzyło na Igrzyskach? I
tak dalej, i tak dalej.
Gdyby
to były jednak pytania tylko na poziomie 'makro', to może i nie
pisałbym o tym posta. O tym,
żeby czytelnik gonił za czymś przez cały tok książki, pamięta
większość autorów. Ale
Collins pamięta o tym, żeby
te palące pytania pojawiały
się nawet na poziomie sceny, i to w tych scenach najbardziej
trywialnych. Na przykład: pierwsze spotkanie Katniss z Cinną.
Katniss przypomina sobie, że
trybuty z jej dystryktu tradycyjnie noszą albo nudne stroje
górników, albo ich projektanci stawiają na goliznę i wypuszczają
trybutów odzianych praktycznie w sam węgiel na gołej skórze. Tak
więc nawet podczas tego pierwszego spotkania po głowie bohaterki
chodzi pytanie: w co ją Cinna ubierze i czy będzie to nagie ciało
okryte węglem? I czytelnik
czyta, bo też chce wiedzieć.
Poza tym bardzo pomaga to, że na połowę z tych pytań uzyskuje się
zaskakującą odpowiedź. Cinna nie wybiera ani stroju górnika, ani
czarnej nagości, tylko wystawia na pokaz Igrającą z ogniem.
Igrzyska wygrywa nie jedna, a dwie osoby. Haymitch z początku wydaje
się samym ciężarem, a ostatecznie najwięcej robi dla zachowania
życia Katniss. I tak dalej. A skoro odpowiedzi na te pytania są
niespodziewane, to co z następnym? I następnym? Powtarzam: czyta
się, bo się chce wiedzieć.
Oczywiście to nie jest fenomen zarezerwowany tylko dla Igrzysk
śmierci, ale dopiero czytając tę książkę tak mi się to
rzuciło w oczy. I to może właśnie dlatego, że już widziałem
ekranizacje i dlatego mogłem bardziej analitycznie podejść do
tekstu, zamiast łykać strony w pogoni za rozwiązaniem wspomnianych
wyżej zagadek.
Morał z tego jest dla mnie (i dla ciebie, jeśli się parasz
pisarstwem) prosty: warto czytelnikowi podsuwać te pytania. Takie
rzeczy na pewno przyjemniej, łapczywiej się czyta. Rynek sam w
sobie jest jak te Igrzyska śmierci, a kreatywne pytania mogą być
właśnie tym, co ostatecznie zapewni uczestnikowi przetrwanie.
I niech los zawsze nam sprzyja!
Labels: przeczytałem to potem napisałem parę słów o tym jak będę pisać po tym jak przeczytałem , pseudeorecenzja
Prześlij komentarz