Moja dziewczyna bardzo lubi słuchać, jak opowiadam jej bajki. Z początku była to dla mnie rzecz najprzyjemniejsza na świecie: ona prosiła mnie o baję, ja do niej dzwoniłem lub na żywo opowiadałem jej, co mi przyszło do głowy. Po takiej bajce i ona była zadowolona, i ja byłem dumny z siebie, że mogłem popisać się kreatywnością. W końcu opowiadanie to trochę tak jak pisanie na żywo, prawda? Trzeba zmyślać wtedy szybciej, na bieżąco, to pomaga w rozwijaniu twórczego ducha. Bardzo doceniałem to nasze bajkowanie.

A jednak z czasem zaczęło mnie to stresować. Kilka razy bajka nie wyszła, zaciąłem się w połowie fabuły i nie wiedziałem, jak to dalej pociągnąć, albo w ogóle nie wiedziałem, jak zacząć. Przepraszałem wtedy i usprawiedliwiałem się, że 'dzisiaj nie jest mój dzień'. Z każdym takim przypadkiem coraz bardziej zamykałem się w sobie, a gdy już raz się zablokowałem, coraz trudniej było mi z siebie coś wykrzesać. Miałem wrażenie, że cokolwiek wymyślę, nie jest wystarczająco dobre, albo już było coś podobnego, albo to po prostu głupie. Doszło nawet do tego, że postanowiłem sobie, iż następną bajkę sobie formalnie rozplanuję, obmyślę ją dokładnie, jakby to była, cholera, co najmniej praca licencjacka albo esej na studia.

W końcu trybiki maszyny twórczej w moim umyśle stanęły, zatrzymały się na amen z, jak to sobie wyobrażam, upiornym, przenikliwym zgrzytem. Okropnie bałem się kolejnej takiej chwili, gdy ona poprosi mnie o baję, ale ta chwila nieuchronnie nadeszła. Panika! Zacząłem kręcić nosem, wymawiać się, proponować jakieś alternatywy, ale ona pozostała niewzruszona wobec moich wymówek. Improwizuj, stwierdziła. Mów, co ci pierwsze przyjdzie do głowy, i nie myśl o tym, ani mi się waż! Cóż, lubej się nie odmawia; przytłumiłem mój tłok myślenia, jak tylko potrafiłem, i zacząłem opisywać pierwsze, co mi przyszło do głowy.

Kuracja podziałała. Stres minął, przynajmniej w większości, a ja opowiedziałem całkiem dobrą, całkiem przyjemną bajkę, z której byłem nawet zadowolony. Jakim cudem nawoływanie do tego, żebym przestał myśleć, pomogło mi utorować drogę dla mojej kreatywności? Trudno mi powiedzieć. Moja hipoteza jest taka, że być może myślenie i wymyślanie to wcale nie są tak bardzo pokrewne czynności, jak by na to wskazywało samo brzmienie tych dwóch słów. Może próbując myśleć, blokowałem tą drugą część mózgu, tą odpowiedzialną za niczym niepowstrzymane tworzenie. No bo naprawdę, opowiadając taką baję człowiek czuje, że to pochodzi z jakiegoś innego źródła, że to mówi jakiś inny głos, niż ten zwyczajny, spanikowany życiem głos codziennego wewnętrznego monologu. To źródło jest bardziej czyste i pierwotne, pełne niespodzianek i nietypowych pomysłów. Warto do niego zaglądać, ale jest ta jedna cena właśnie: myślenie i panikowanie trzeba zostawić za progiem.

Ten epizod z bajkami nauczył mnie kilku rzeczy. Przede wszystkim pokazał mi, że w tworzeniu potrzeba kilku ważnych elementów: spontaniczności, trochę odwagi, trochę zaufania do samego siebie. Zrozumiałem też, że 'rozplanowywanie', choć czasem potrzebne, jest zazwyczaj tylko inną nazwą na opóźnianie opowieści. Ponadto, i chyba przede wszystkim, pojąłem, że dla twórcy, który bierze siebie na poważnie i chce tworzyć na poważnie, nie istnieje takie pojęcie, jak 'nie mój dzień'. Inny chłopak może mógłby wymówić się tym, że nie jest osobą kreatywną, że opowiadanie bajek to nie jego rzecz, ale, cholera, ja jestem kreatywny i snuciem opowieści chciałbym zarabiać na życie – dla kogoś takiego nie ma żadnych wymówek.


Pewien czas później moja dziewczyna sama opowiedziała mi jakąś historię nocną porą. Tak jak mogłem się tego spodziewać, nie miała z tym żadnych problemów: ruszyła z kopyta po minucie zastanowienia i przedstawiła mi małą, ale trzymającą się kupy i robiącą wrażenie opowieść utrzymaną w atmosferze horroru. Biorąc pod uwagę moje niedawne problemy z wymyślaniem takich historyjek, lekkość, z jaką jej to przyszło, bardzo mi zaimponowała, była wręcz pouczająca. Jak się okazuje, można sobie pisać któreś z kolei powieści, a mimo to nadal jak nowicjusz odkrywać sztukę tworzenia na podstawie najbardziej banalnych sytuacji.