Z pisarzami jest trochę jak z rodzicami; tak jak ci pierwsi wciąż czują potrzebę opowiadania o swoich dzieciach, tak ja nie potrafię się zamknąć na temat swoich postaci. Siedzą sobie tłumnie w mojej głowie, wciąż się przekrzykują, wciąż domagają uwagi. Tkwię więc przed komputerem i sumiennie (albo i mniej) opowiadam o ich przygodach. Ale jest pewien ktoś, kogo herkulesowe wysiłki opisuję niemal każdego dnia, a kto do tej pory ukrywał się w cieniu, odległy i mglisty jak marzenie.

Ta postać to mój Jutrzejszy Ja i dzisiejszy post chciałbym właśnie jemu poświęcić.

Wiecie o kim mówię? Nie trzeba być pseudoschizofrenicznym pisarzem, żeby mieć w głowie taką postać – przecież każdy z nas tworzy swoisty mit samego siebie. O nim to mówimy w kategoriach 'kiedyś', 'wkrótce', 'zamierzam', 'planuję', 'chciałbym'. Przede wszystkim jednak używamy względem niego monumentalnego, kryjącego w sobie setki planów i zamiarów słowa JUTRO.

Mój Jutrzejszy Ja – co to za człowiek! Lubię obserwować go sobie czasami, oczyma wyobraźni śledzić jego dzień. Jak biega między basenem a uczelnią, znajdując po drodze czas na czytanie jakiejś ambitnej książki, może nawet lektury na studia. Jak zmywa naczynia zaraz po obiedzie, odkurza regularnie i dokładnie, szybko i sprawnie pozbywa się niepotrzebnych śmieci. Jak uczy się systematycznie, ale i z rozwagą, jak utrzymuje nieskazitelną organizację zarówno materiałów, jak i zobowiązań. Jednocześnie w tym wszystkim ten tytan, ten nadczłowiek znajduje czas na pisanie, na regularną medytację, na pompki, na edytowanie powieści i spotkania z przyjaciółmi. I na koniec, co najbardziej imponujące, ten inny Jakub w jakiś misterny, nieznany dla mnie sposób potrafi położyć się spać o przyzwoitej godzinie.

Być jak on, pomyślałem! Być taki jak ten pracowity, zorganizowany, wyciskający z każdej doby ile się tylko da czasu człowiek, tryskający energią i dobrym samopoczuciem, który wszystkie zadania domowe ma odrobione przed czasem, wszystkie eseje trzy razy sprawdzone, zanim je odda, którego folder z prozą nie leży odłogiem tygodniami, tylko rośnie, wciąż rośnie w koncepty i teksty. Tak, taki jak on!

Znam co najmniej jedną osobę, która powiedziałaby mi, że powinienem raczej być zadowolonym tym, jaki jestem, ale to nie takie proste. Bo po pierwsze: jak odróżnić to, co robię od tego, kim jestem? Tamten drugi Jakub to przecież nadal ja, tylko inaczej funkcjonujący. Po drugie – i pisałem już o tym wcześniej – jestem zdania, że jedno definitywne Ja nie istnieje, że nie ma co go próżno szukać, prędzej da się je wykreować. Wierzę w to, że możemy się zmienić, i to nie 'się' w sensie samoistnie albo pod wpływem zewnętrznych czynników, tylko 'się' w sensie siebie zmienić, wpłynąć na siebie, podjąć świadomą decyzję.

I wiecie co? Pogodziłem się z własną plastycznością. To właśnie ona daje mi nadzieję, że jeśli będę starał się naśladować mojego Jutrzejszego Mnie, wcielać się w niego jak najczęściej, odgrywać jego rolę, to w końcu stanę się choć trochę bardziej taki jak on. Ten, który pisze zamiast głośno narzekać, jak bardzo go to boli, że nie potrafi pisać. Ten, który zamiast zamartwiać się dzień w dzień zaległymi pracami po prostu poświęca parę minut albo parę godzin, żeby je, do cholery, odrobić. Ten, który zarządza swoim czasem na tyle mądrze, żeby nie chodzić spać o czwartej w nocy.

Więc jego zdrowie! Nie mówię, że to idealny wzorzec do naśladowania, nie wiem nawet, czy taki człowiek jest w ogóle możliwy. Po prostu wierzę, że mogę się od niego trochę nauczyć. I mam nadzieję, że wy od waszych Jutrzejszych także.