Ostatnio nauczyłem się panować nad czasem.

Posłuchajcie tego. Popsuł mi się iPod. Maszynka ma dwa lata, 32GB pojemności, potrafi praktycznie wszystko – przeglądać Internet, odtwarzać filmy, muzykę, można nawet pograć. Popsuło się gniazdo na słuchawki. Niedobrze, bo akurat zaczynałem moją przygodę z poznańską komunikacją miejską, chciałoby się czymś wypełnić czas spędzony w autobusie czy w tramwaju. Może poproszę o czytnik e-booków na urodziny, pomyślałem?

Przez długi czas nic z moim nieszczęsnym iPodem nie robiłem. Zaakceptowałem fakt, że muzyki z jego pomocą już słuchać nie będę. Nadal służył mi do wyżej wymienionych rzeczy, więc to nie jest tak, że nadawał się tylko na złom, nie?

Wtedy okazało się, że cały ten czas nosiłem mój własny, wymarzony czytnik e-booków w kieszeni!

Wystarczyła jedna aplikacja, cała procedura zajęła jakieś pół godziny. Następnego dnia czytałem Count Zero Williama Gibsona (już przeczytane, polecam) na ekranie mojej maszynki, w autobusie w drodze na w-f. Mrugnąłem dwa razy, przerzuciłem kilka wirtualnych stron – już musiałem wysiadać. Pierwszy raz cieszyłem się, że muszę czekać na przesiadkę, bo dzięki temu mogłem jeszcze trochę przeczytać. Wszystkie moje podróże drastycznie się skróciły; teraz przewijam czas z łatwością, kiedy tylko chcę. Nawet znienawidzone podróże pociągiem między Olesnem, a Poznaniem mijają nieco lżej.

Nie zrozumcie mnie źle; ja nie czytam wiele. Molem książkowym nigdy nie byłem. Nie jestem z tych, którzy rozwodzą się nad zapachem papieru czy dotykiem kartek. Mimo to sam akt czytania pozostaje dla mnie magiczny. Czytanie odrywa od rzeczywistości. Wypełnia umysł pewną wizją, co bywa jednym z najprzyjemniejszych doznań, wizją, która zawsze będzie połączeniem wyobraźni czytelnika, i autora. Ta synteza umysłów jest dla mnie piękna i niepowtarzalna: jakaś intymność, dzielona z osobą, która może istnieć setki lat i kilometrów od nas. Może dlatego odkrywając na nowo tę sztukę czułem się tak, jakbym odwiedzał starego przyjaciela, jakbym wrócił do domu po długiej nieobecności...

To nie jest, cholera, akcja promocyjna organizowana przez Minsterstwo Kultury, ani tym bardziej reklama Apple. To propozycja chwilowej ucieczki. Czasem każdy z nas chciałby się wycofać na trochę z rzeczywistości. Ludzie mają różne sposoby. Nie każdy dla każdego jest dobry. To tylko jeden z nich. Furtka do innego świata, gdy życie we własnej skórze jest tymczasowo nieznośne. Choćby tylko dlatego, że nie ma co robić z czasem w autobusie.