Zabrałem się wreszcie za edytowanie mojej 'powieści', którą napisałem podczas NaNo. Wiele naczytałem się na ten temat wcześniej, oczywiście. Edytowanie, jak głoszą światłe umysły Internetu, polega na dodawaniu, ale przede wszystkim na odejmowaniu, głównie na sprawdzaniu, co działa, a co nie. Trzeba zadać sobie wiele pytań, trudnych pytań. Czy ta postać jest potrzebna? Czy ten wątek jest logiczny? Czy warto marnować czas i energię na tą kupę naprędce naskrobanego gówna?

Może sama powieść nie jest warta zachodu – nie wiem tego jeszcze. Ale edytowanie jej jest dla mnie lekcją.

Poprawiając moje NaNo uznałem – to dziwne, jak wątki w naszym życiu pokrywają się czasem – że jest inna opowieść, którą jeszcze bardziej chciałbym wyprostować, postawić do pionu, ulepszyć, doprowadzić do perfekcji. Moja własna opowieść. Czy swój los można zmienić tak samo, jak życie wymyślonych bohaterów? Nie, na pewno nie. Nie możemy zmienić naszej przeszłości, nie możemy wykasować momentów, których żałujemy. A jednak...

Słuchajcie, może to nie jest idealne porównanie, ale coś da się zmienić. To zawsze będzie trudne, ale jest szansa, by nadać rzeczom większy sens.

Jeszcze nigdy nie zagłębiałem się tak bardzo w coś, co już napisałem, w coś, co uważam (uważałem?) za skończone i niezmienne. Jak mogę coś dodać lub ująć, jeśli wszystko stoi na swoim miejscu? Fabuła chwieje się jak wieża o niepewnych podstawach, ale trzyma się. Jeśli usunę jeden element, wszystko runie! Będzie trzeba ułożyć to od początku, a proces będzie długi i bolesny...

Czy nie jest tak? Czy nie zostawiamy naszego losu takim, jaki jest, bo stworzyliśmy porządek, który daje radę, choć nas nie zadowala? Czy nie akceptujemy aktualnego stanu rzeczy zbyt łatwo, nie biorąc pod uwagę możliwości zmiany?

 Może pora edytować swój los! Przeprowadzić analizę, wątek po wątku. Sprawdzić, co działa, co nie. Dodać tu, ująć tam. Zrobić bałagan, a z chaosu wyciągnąć nową, lepszą opowieść...