Życie nie jest, niestety, sielanką, i od czasu do czasu trzeba się wziąć do roboty: nad czymś popracować, czegoś się nauczyć, coś, ekhem, napisać. Jeśli wierzyć naszym codziennym narzekaniom, każdego dnia mamy przed sobą tytaniczne zadania, którym, kto wie?, może nawet i sam Herkules by nie podołał. A to wszystko na naszych barkach i mamy to zrobić, i to w tak krótkim czasie! Chyba ich 'pogrzało' z tym sprawdzianem, chyba im 'na mózg padło' z tym egzaminem, chyba go 'pokręciło' z tym projektem...

I mamy dać radę? Tak sami?

A gdyby spojrzeć na to inaczej? Załóżmy, że ja wczoraj, ja dzisiaj, ja jutro i wszyscy kolejni to odrębne istnienia. Każdy z tych przystojniaków ma do dyspozycji dwadzieścia cztery godziny. Każdy z nich może wziąć na siebie część ciężaru. Trochę schizofrenicznie, ale czy nie raźniej, gdy się tak o sobie pomyśli?

Gorzej, gdy ci przyszli 'ja' to zdrajcy i sabotażyści. Twierdzą, że jeśli oni nie zrobią swojego, to nic się nie stanie. Inni nadgonią. Ten jutrzejszy, albo pojutrzejszy może się tym zająć...

To jak? Będziemy współpracować, czy zostawimy wszystko temu ostatniemu?