Są rzeczy, o których
lepiej nie mówić głośno. Rozumiecie? Nie ma świętych.
Najbardziej przyzwoity człowiek na ziemi, najbardziej dobry człowiek
miał, ma i zawsze będzie miał najgorsze myśli. Myśli nie da się
zatrzymać, nie da się kontrolować. W naszych myślach, w naszych
tępych, chaotycznych, nadaktywnych umysłach zawsze będziemy źli.
Dobro jest wyjątkiem.
Nie, nie rozumiecie.
Jeszcze raz. Jesteśmy z e p s u c i. Każdy jeden z nas kryje w
sobie ciemność. Ile jest w niej światła to nie ma znaczenia, po
prostu...
Nie. Właściwie to nie
tak.
Może chodzi tylko o
mnie, wiecie. Może nie warto już generalizować. Powiem wam, jak
mam ja; zdecydujcie sami, czy do 'każdego jednego z nas' (dramatyzm...) się to odnosi.
Prawda jest taka – i
powinienem był to napisać tutaj przede wszystkim, a nie narzucać
się z tym innym na komunikatorach – że brzydzę się siebie. Wy
nic o mnie nie wiecie, ja nawet niewiele o sobie potrafię
powiedzieć, ale jeden fakt pozostaje: jestem jedyną osobą, która
tkwi w mojej głowie. Moje myśli bywają samolubne i straszne i
okrutne i prymitywne. Nie, to za słabe słowa. Moje myśli mnie
odrażają. Moje podejście mnie odpycha. Gdybym znał siebie jako
odrębną osobę, uderzyłbym sobie w pysk tak mocno, że pięść
zagłębiłaby się po nadgarstek w parszywej mordzie.
To śmieszne, naprawdę.
Ci, którzy czytali pierwszego mojego posta tutaj, wiedzą, że
fascynuje mnie zło. Okazuje się, że do złoczyńcy jest mi bliżej,
niż mi się wydawało. Są chęci, widzicie; odpychające, prowokujące
odwrót wymiotny chęci, by robić rzeczy... Rzeczy, których nie
powinno się nawet wymawiać. Jest podejście do otaczającego świata
– do rodziców, do dziewczyn, do przyjaciół i wrogów, do
nieznajomych w tramwaju – tak bezwzględnie egoistyczne i podłe,
aż dziw mnie bierze, że ziemia chce mnie jeszcze nosić.
Czy fakt, że zdaję
sobie sprawę z tych pobudek i jestem nimi przerażony, czyni mnie
choć trochę dobrym? Nie. Chyba nie, przyjaciele. To nadal ja i mój
czerep i tkwiąca w nim moja gęsta, lepka materia nienawiści. To
nadal ja wyśniłem te wizje, których nie chcę nigdy pamiętać, a
były ich setki...
Czuję potrzebę
ostrzegania ludzi przed sobą.
Wiem, że mogę sprawiać wrażenie. Czasami znajdzie się ktoś
przekonany, że Jakub to dobry, miły chłopak. Tak nie jest...
Jednocześnie nie chcę być samotny, oczywiście. Może polegam na
pewnej ślepocie otaczających mnie ludzi. Polegam na tym, że oni
nie pytają, a ja nie mówię, nie pokazuję jaki tak naprawdę
jestem.
Czy
dramatyzuję? Tak, jak najbardziej. Teraz i wam, i mnie to wszystko
wydaje się wyolbrzymione. Ale były chwile, gdy byłem absolutnie
pewien, że posiadam umysł skrajnie spaczony. Mam nadzieję, że to
tylko ja. W przeciwnym razie znaczyłoby to, że... dobro nie jest
wyborem, tylko niemożnością czynienia zła.
Labels: było mi to pisać , ten o odrazie do siebie
Prześlij komentarz