W każdym filmie zdarzają się postacie epizodyczne. Takie, których istnienie ogranicza się jedynie do tego, by Bernard Pitt czy inny Jack Depp coś zrozumiał, czegoś się nauczył, jakoś zmienił swoje życie i postępowanie. Po przekazaniu swojej mądrości głównemu bohaterowi taka postać zazwyczaj umiera lub znika – widzom nie robi to większej różnicy. Ich obecność miała swój cel, misja została wypełniona i to by było na tyle. Przeszłość czy przyszłość takiego pół-człowieka z perspektywy filmu po prostu nie ma znaczenia.

Nie mówię, że to źle, oczywiście. Dana wizja nie może się za bardzo rozwodzić nad historiami pobocznych bohaterów, rozumiem to. Zastanawiam się tylko, czy tego typu ludzie występują jedynie w filmach lub książkach...

Pomyślcie. Nie każdy z nas będzie wielki lub sławny. Ze wszystkich ludzi, których znasz, prawdopodobnie tylko jeden luźny znajomy zyska jakikolwiek rozgłos. Co będziesz opowiadać ty i cała reszta znajomym przy herbacie?

'Znam tego gościa, wiecie, którego, ostatnio był w telewizji... No, ten, ten. Chodziłam z nim do podstawówki, wyobrażacie sobie?'

Tyle, że setki osób chodziły z nim do podstawówki. Kolejne setki uczęszczały z nim do gimnazjum, liceum. Kilkaset innych osób na tym samym roku studiów. Parę lub paręnaście tysięcy żyły w tym samym małym miasteczku, z którego się wybił. Jeden główny bohater, niezliczone postacie poboczne. Zapewne od wielu osób ze swojego otoczenia nauczył się jakiejś lekcji – a potem poszedł dalej. Z jego perspektywy ci epizodyczni ludzie, a przynajmniej pewna ich część, mogliby już nie istnieć.

Mówicie, że sława to zły wyznacznik tego, jak bardzo dana osoba jest ważna? W ostatecznym rozrachunku, setki lat po naszej śmierci, tylko sława przetrwa. Aktorami w historii ludzkości – bo jest to film jak każdy inny – są właśnie ci, którzy okryli się sławą. Pitagoras, Abraham Lincoln, Kolumb, Elvis Presley. Pojedyncze jednostki, połączone nićmi losu z tysiącami anonimów, których nigdy nie poznamy.

Czym się różnią ci główni, ci wielcy, od nas*, zwykłych ludzi? Determinacją? Lepszym szczęściem? Może niczym. Może każdy z nas mógłby przejść do historii, ale faktem jest, że tak się nie stanie.

Pomyślcie o dniach swoich narodzin. Niektórzy wierzą, że zostaliśmy stworzeni, przez kogoś, w danym celu. Co, jeśli tym celem jest tylko ta jedna scena w cudzym, ważniejszym życiu?


*niemal wszystkich nas; niewykluczone przecież, że Tłok myślenia ma zaszczyt gościć u siebie jednego z przyszłych głównych bohaterów historii!