Dzisiaj pogadamy o przeprowadzkach, pierwszych wrażeniach, nowych ludziach, nowych miejscach, nowych sytuacjach... O tym, jak nie mamy nic pojęcia o swoim życiu, dopóki go nie stracimy.

Nie dosłownie, oczywiście. Ale są takie rzeczy, których jest wokół nas wiele, które towarzyszą nam tak długo i od tak dawna, że stają się dla nas tylko szumem tła. Miłość rodziców, na przykład. Fakt, że wypad z kolegami na piwo jest jeden telefon stąd. Że, w razie zupełnego osamotnienia, można się do kogoś odezwać na gadu czy fejsie. Że w razie czego można wyjść i pooddychać znajomym powietrzem, odwiedzić miejsca, z którymi wiążemy setki wspomnień, zobaczyć to samo niebo, te same gwiazdy nad tym samym miastem...

Pewnego dnia okazuje się, że szum ustaje. Że tło się zmienia. Nagle samotność jest prawdziwą samotnością. Nagle niebo jest to samo, gwiazdy są te same... Ale miasto jest inne. Ludzie są inni. Nowi. Trzeba zrobić wrażenie. Musisz zrobić wrażenie, czy tego chcesz, czy nie, i nie zawsze takie, jak byś tego chciał.

Nagle każda ulica jest nowa. Nagle każda twarz jest nieznajoma. Nagle nikt cię nie zna. Nagle nikt ci nie pomoże.

I cały ten czas, co godzinę, co kilka chwil, co kilka dni, robisz na kimś pierwsze wrażenie. Setki tych wrażeń biją od ciebie jak promienie zagubionego, nieśmiałego słońca; ludzie łapią je i oceniają.

I wiesz, że nie jesteś jedyny. Że pływają w tej głębokiej wodzie inne ryby, wyrzucone właśnie z rodzinnych wód. I marne stanowi to pocieszenie, gdy wiesz, że i na nich będziesz robił pierwsze wrażenie. I chciałbyś zrobić na kimś szesnaste, czy sto pięćdziesiąte, czy Chronos raczy wiedzieć które, ale tylko nie pierwsze, błagam, by nie zostać znów ocenionym...

Stare rytuały trzeba zastąpić nowymi. Cudzą zaradność swoją własną. Stare istnienie nowym. Starego ciebie, ukutego w ogniu tysięcy spojrzeń i doświadczeń, innym. Bo na innym tle.