To przypomina mi sceny z filmów wojennych. Hasło to: "Idź już spać", a odzew: "Nie, dlaczego?". Po tym poznaje się, że ma się do czynienia z bratem lub siostrą. Z kimś, kto docenia walory ciemniejszej połowy doby. Krótko mówiąc, z nocnym markiem.

Powody bywają różne. Niektórzy cenią sobie skupienie, pewną klarowność umysłu, którą potrafią osiągnąć jedynie późną nocą. Inni cenią sobie szczere rozmowy. Jeszcze inni pewne poczucie przynależności, albo wręcz przeciwnie - samotność. Łączy nas to, że każdy znajduje coś dla siebie w ciemności i ciszy.

Ja psułem już sobie wzrok o godzinach, kiedy diabeł nie tyle mówi dobranoc, co już dawno śpi, z niemal wszystkich wymienionych wyżej powodów. Bo dzień jest brzydki i głośny, drodzy czytelnicy. Telewizory krzyczą, ludzie krzyczą, świat krzyczy. Trzeba ciszy; piękna prostoty, monochromatycznego świata, w którym jest tylko czerń nieba i biel księżyca, gwiazd, może też delikatnego światła monitora.

Można z powodzeniem twierdzić, że to nasza słabość. Że przesiadujemy po nocach, bo nie umiemy się zebrać w sobie i osiągnąć czegoś w ciągu dnia. Z drugiej strony pomyślcie, że potrafimy być na tyle zaabsorbowani jakąś czynnością – grą, książką, rozmową – że aż nie zauważamy upływu czasu, staje się on nieważny wobec przeżywanego doświadczenia. To nadaje życiu trochę więcej smaku, nawet, jeśli następnego ranka (czytaj: około godziny pierwszej po południu) czujemy się jak zbudzone zombie.

Nie bez znaczenia jest też podobieństwo stanu bezsenności do stanu nietrzeźwości. Rozchwianie emocjonalne. Nagłe wybuchy szczerości. Uczucie braterstwa z otaczającymi nas osobami. To swego rodzaju tania bania, i to podstępna. Nie można liczyć drinków czy kieliszków wódki, język ani krok się nie plączą. Tylko coś każe zaufać, i znikąd przychodzą różne emocje, od euforii przez wściekłość po uczucie kompletnej beznadziei. Popularny 'kac moralny' po takich nocach zdarza się także.

Przede wszystkim jednak przez cały czas człowiek ma wrażenie, że robi coś nie tak, wbrew zasadom. Może to jest w byciu nocnym markiem najbardziej pociągające – bunt. Powinienem już iść spać, ale czy nie ciekawiej będzie, jak zostanę? To wszystko takie nieodpowiedzialne, ale czy nie cholernie ekscytujące? I wreszcie, jak daleko można zajść, zanim sami siebie wygonimy do łóżka?

Ostatecznie to kolejny sposób na poznanie siebie – i innych. A takie znajomości bywają głębsze i ciekawsze, a przynajmniej trochę bardziej wyjątkowe od reszty.

Nie mówię: dołączcie do nas. To zły, niezdrowy nawyk. Ale jeśli okaże się, że przesiadujecie sami ciemną nocą, nie bójcie się odezwać. Nie jesteście sami.