Ci, którzy mnie znają, wiedzą, jaki jestem.

Zazdroszczę tym ludziom.

To nie narcyzm, nie chodzi o to, że mają wątpliwy zaszczyt zadawania się ze mną. Mówię o tym, że osoba trzecia potrafi mniej lub bardziej dokładnie ocenić, przybliżyć, ustalić, jaki jestem. Ja tego za cholerę nie umiem dokonać.

Dzisiaj będzie o zmianach i przemianach, panie (pozdrawiam) i panowie.

Ano właśnie. Dwa tak podobne, a tak różne słowa. Zmiany bowiem są to wydarzenia w naszym życiu. Przemiany, dokonujące się w nas, z nich wynikają.

Mógłbym wam teraz zacząć opowiadać o sobie. O tym, co się zmieniało w moim życiu. Jakie nastąpiły we mnie przemiany, gdy Filip wciągnął mnie w metal, gdy znalazłem sobie dziewczynę, gdy mój dziadek umarł, gdy dziewczyna mnie rzuciła, gdy zacząłem wychodzić z domu, gdy zacząłem pić... Ale, zamiast tego, może porozmawiajmy o was.

Znacie coś takiego? Poznajecie nową osobę, lub spędzacie czas ze znajomym. Rozmawiacie o swoich zainteresowaniach, upodobaniach. Wy słuchacie tego, oni słuchają tego. Wy wolicie lato, oni wolą zimę. Was kręcą komputery, ich żużel. Wy wierzycie, oni nie wierzą. Ok, spoko, tolerancja. To tylko słowa. Ale potem zaczynają się czyny. I pytania.

A, ty to tak robisz? Dziwnie trochę. Ty tak lubisz? Nie głupio ci? A tego nigdy nie próbowałeś, naprawdę? Nigdy tam nie byłeś? A nie możesz tego zrobić normalnie? Może spróbujesz po naszemu? Może pójdziesz z nami? Idziesz z nami? Dlaczego nie?

Ty tak żyjesz? Dlaczego tak?

Kiedy opowiadasz im, jaki jesteś, wszystko jest w porządku. Kiedy pokazujesz, jaki jesteś...

Jest wiele bardzo znanych i ciekawych powiedzonek na temat zmieniania się. Człowiek co siedem lat się zmienia. Jesteś średnią pięciu osób, z którymi spędzasz najwięcej czasu. Jeśli wejdziesz między wrony, musisz krakać tak jak one. I tak dalej, i tak dalej. Żadne z nich nie mówi jednak o tym, jak strasznie rozmytym można się stać po tych wszystkich przemianach. Ci, którzy czują, że nie są tacy, jak okazują na co dzień, tym osobom zazdroszczę. Ja natomiast od dłuższego czasu nie mam pojęcia, która z pokazywanych przeze mnie twarzy jest moją. Lubię aktorstwo, lubię grać, udawać, przez wszystkie lata szkolne występowałem we wszystkim, w czym się dało. Tyle, że po opuszczeniu kurtyny przychodził moment, gdy stawałem się znów sobą. Teraz mam wrażenie, że kurtyna jest ciągle w górze, ja ciągle przed widownią – nie mogę sobie pozwolić na ściągnięcie maski. I tak, powoli, podstępnie, bezboleśnie, zaczynam zapominać, jaki byłem, kiedy jej nie nosiłem. Publiczność bije brawo, wszystkim podoba się to nowe oblicze, i tylko cichy szept mówi: to nie tak...

Mówią, że zmiany to nieodłączna część bycia nastolatkiem. Tyle, że w poprzednich latach to było proste. Wstając rano z łóżka z góry można było założyć, że tego dnia nastąpi kolejna lawina przemian. Taki młodzian jest jak rozpalone żelazo, płynne, wciąż zmieniające kształt, a przy tym promieniejące energią. Teraz natomiast człowiek czuje się, jakby powoli zastygał i zachodzi obawa, ba, do serca zakrada się wręcz przerażenie, że ostateczna forma może okazać się czymś, czego będziemy się wstydzić przez resztę życia. Więc kujemy, póki jeszcze gorące, kujemy ze wszystkich sił, tyle, że jesteśmy tylko jednym młotem spośród wielu, które wpływają na rezultat naszego dojrzewania. A, niestety, czas ucieka, bo zmienianie się ma to do siebie, że z wiekiem przychodzi coraz trudniej.

I zastanawiam się tylko, czy nie zastygnę, udając kogoś, kim nie jestem.