W niniejszym poście będziemy uprawiać sport. Gotowi? Będziemy lawirować pomiędzy prawdą, a hipotezą. Za mną!

Spróbujcie wyłożyć sobie coś takiego: szczęście i mądrość nie istnieją. Czy może inaczej, szczęście i mądrość to tylko drugie twarze dwóch znacznie mniej lubianych stanów ducha – odpowiednio głupoty i smutku.

Szczęście jest tożsame z głupotą, a mądrość wynika wprost ze smutku.

Pomyślcie o tym. Może nie brzmi dobrze, nie brzmi prawdziwie z początku, lecz wysłuchajcie mnie!

Dochodzę do powyższego wniosku na podstawie własnych doświadczeń. Działam w dwóch trybach: błazna i samotnika. Błazen jest szczęśliwy, towarzyski, zbyt otwarty, nierzadko podchmielony, za dużo gada, bez przerwy opowiada głupie żarty, śmieszne teksty, zachowuje się głośno, tańczy do każdej muzyki, ogólnie rzecz ujmując robi z siebie wesołego idiotę. Samotnik milczy, podpiera ściany, zbywa wszystkich, którzy próbują mu pomóc, najczęściej zatyka sobie uszy słuchawkami i zupełnie ignoruje otoczenie, pielęgnuje w sobie gniew i pogardę, roztacza wokół siebie jak najbardziej odpychającą aurę i coś kontempluje.

Wesoła głupawka i dół w zamyśleniu. Dobry humor, zły humor. A może po prostu dobro i zło.

Nietrudno dostrzec powiązanie między szczęściem, a głupotą. Ile razy, w podnieceniu, w euforii, być może spowodowanej alkoholem, zdarza nam się zrobić coś idiotycznego? Kiedy bardziej myślimy o konsekwencjach swoich czynów, a kiedy bardziej stawiamy na spontaniczność – szczęśliwi czy smutni? Pomyślcie na przykład: czy do wypadków dochodzi częśćiej na stypach, czy na weselach? Wreszcie, czy bycie wesołym prowokuje nas do jakiegokolwiek myślenia? Po prostu trwamy w tym stanie i mamy nadzieję, że będzie nam dane cieszyć się nim jak najdłużej. Myśli o jutrze, myśli o konsekwencjach, odchodzą na dalszy plan, tymczasem: chwilo trwaj! Potem, pod wpływem szczęścia-głupoty, robimy rzeczy, których żałujemy tygodniami, miesiącami, czasem przez całe życie.

Z drugiej strony mamy mądrość-smutek. Nie mówię, że dołek natychmiast czyni nas mądrzejszymi, że w jakiś sposób przybywa nam życiowego doświadczenia, lecz na pewno w takim stanie jesteśmy rozsądniejsi. Chodzi mi o to, że będąc smutnym człowiek myśli. Myśli, dlaczego jest nieszczęśliwy. Myśli, jaki popełnił błąd. Myśli, co może zrobić, by go naprawić. W takim stanie łatwiej mu ocenić, co leży w jego możliwościach, a co jest głupotą i kompromitacją. Wreszcie otrzymuje też bardzo cenną wiedzę – przekonuje się, komu naprawdę zależy na jego szczęściu. Bawić się razem jest łatwo. Cierpieć razem, to już inny kawałek chleba. Czerstwego, suchego chleba.

Czy chciałbym mieć rację w swoich rozmyślaniach? Nie, nie chciałbym. Gdybym ją miał oznaczałoby to, że możemy być albo szczęśliwi, albo rozsądni, a jeszcze bardziej przerażająca jest myśl, że w każdym danym momencie musi towarzyszyć nam smutek lub głupota. Nie uśmiecha mi się taka wizja rzeczywistości, niemniej chwilami nie mogę oprzeć się wrażeniu, że jednak coś w tej myśli jest. Niepokojąco dużo czegoś.