Ten post pisany jest do kogoś konkretnego.

Moją skrzynkę mailową zapełniają ostatnio same mądre rzeczy – z usługi RSS przerzuciłem się w większej mierze na subskrypcje drogą elektroniczną na adres mailowy, więc moje blogi na temat produktywności i kreatywności właśnie tam dostarczają swoje artykuły. W jednym z tym mądrych maili napisano: „ci, którzych 'wybrano', tak naprawdę sami siebie wybrali”. Krótko mówiąc chodzi o to, że nie można specjalnie czekać na to, aż życie poda okazję do wybicia się na srebrnej tacy. To nie działa tak, że ktoś zauważa naszą pracę i mówi 'tak, to jest już dość dobre, to jest już gotowe'. Mało który malarz, pisarz czy muzyk miał taki wyraźny sygnał, takie 'teraz możesz rozpocząć karierę' – musieli zacząć sami, pomimo strachu i wątpliwości. Zastanawiam się: może to my właśnie. Pomyśl: a co, jeśli już jesteśmy gotowi? A co, jeśli można już zacząć, zamiast się ciągle tylko przygotowywać? Może to już jest dość dobre, nawet jeśli nadal tak fatalnie niedoskonałe?

A nawet jeśli nie, to po czym, do cholery, samemu poznać, czy to już jest odpowiednie, czy to już się wyrobiło, czy można skończyć kiczowaty montaż treningowy i przystąpić do prawdziwej walki? Jakkolwiek by nie było przerażające i nie ściskało kiszek i nie mąciło paniką w głowie - może wyjście z ukrycia to jednak jedyny sposób?