Swego czasu udzielałem się w licealnej gazetce szkolnej.

(Liceum, kiedy to było? Pół roku temu? Więcej...)

Gazetka nosiła sobie nazwę LOtnik1 (od Liceum Ogólnokształcącego im. Lotników Polskich), prowadzona była w ramach jakiejś... Akcji? Projektu? Nie jestem do końca pewien. Nazywało się to mam.media. Kolejne numery trzeba było składać za pomocą ich oprogramowania na stronie, co, jak słyszałem wielokrotnie od osoby odpowiedzialnej za sprawy techniczne, było prawdziwą udręką. Lecz cóż, można sobie było coś napisać, się pokazać, byłem zadowolony.

Po co o tym opowiadam? Pewnego miesiąca byliśmy trzecią najlepszą gazetką w całym serwisie – to mniejsze osiągnięcie, niż wam się wydaje, zapewniam. W każdym razie zwołane zostało specjalne spotkanie redakcji z tej okazji, bowiem pocztą przyszła tajemnicza przesyłka z nagrodą za nasze wysiłki. Nasza prowadząca drżącymi rękami otworzyła paczkę i...

Dostaliśmy długopisy i notesy. Notes to wręcz trochę za dużo powiedziane - garść sklejonych kartek do wyrywania. Śmialiśmy się gorzko z naszej naiwności – śmieliśmy wierzyć, że to będzie coś wartościowego. Tymczasem psikus.

A jednak, gdyby nie żółty notes z mam.media być może nie byłbym taką osobą, jaką jestem teraz.

Przez długi czas leżał sobie na biurku, kurzył się jak zapomniany śmieć. Teraz sobie myślę, że może tylko czekał na moment? Na moment, w którym uznałem, że zrobię, powiedzmy, sto pompek w przeciągu tygodnia. Był tam, żebym mógł wyrwać sobie z niego kartkę, zapisać datę, a pod nią ładnymi, dużymi cyframi liczbę 100 – i skreślać. Po dziesięć, po piętnaście, dzień po dniu. Od tamtego czasu żółty notes służy mi wiernie za każdym razem, gdy postanawiam się wziąć za siebie.

Co by było, gdybym nigdy go nie spotkał?

A wy? Gdybyście spotkali tę osobę, której nigdy nie spotkaliście? Idealnego chłopaka? Najgorszego wroga? Kogoś, kto zapewniłby ci wymarzoną pracę albo kogoś, kto wciągnąłby cię w narkomanię? Gdybyś nie obejrzał tego filmu, który cię zainspirował, zdefiniował? Nie przeczytał tej książki? A może twoja inspiracja cię ominęła? Gdybyś nie poszedł na tę imprezę? Gdybyś poszedł? Gdybyś powiedział coś innego? Gdybyś nic nie powiedział?

Można dostać zawrotu głowy od natłoku możliwości. Każda minuta wydaje się tysiącem opcji, każdy dzień milionem rzutów kośćmi. Może nam się wydawać, że Los trzyma nas w garści i manipuluje nami, i nigdy nie puści, póki żyjemy. Że miotają nami gwałtowne, brutalne fale pijanego przeznaczenia, które nie zawiodą nas nigdzie. Że jakiekolwiek wrażenie posiadania własnego zdania jest iluzją. Że tak naprawdę kierunek, który obieramy, jest nieistotny, bo ktoś lub coś lub może właśnie nic - wybiera za nas...

Czy mamy coś do powiedzenia? Jakąkolwiek kontrolę w tej całej losowości? Wierzę, że tak. To jak poker – trzeba zrobić, co się da, z takim rozdaniem, jakie dostaliśmy. Jednak w przeciwieństwie do tej legendarnej gry w życiu nie mamy pewności, czy kiedykolwiek przyjdzie nam dostać drugie rozdanie.

Więc niezależnie od tego, czy spotkało nas, czy nie spotkało, czy ominęło, czy nie ominęło możemy tylko robić jak najwięcej, jak najlepiej, z tym, co mamy. To chyba dobre postanowienie na nadchodzący rok.